MOJE SPOTKANIE Z NSZZ „SOLIDARNOŚĆ” Szymon Soborowski – laureat tegorocznej edycji Funduszu Stypendialnego opowiada o spotkaniu z „Solidarnością”

Fragmenty wyróżnionej wypowiedzi:

Dzień był jak każdy inny. Wstałem, umyłem się, zjadłem, ubrałem się i wyszedłem do pracy. Gdy wszedłem do samochodu, mój smartfon zawibrował, dostałem od kogoś wiadomość. Sprawdziłem, przeczytałem raz, a potem drugi. Czułem podekscytowanie i zarazem strach. Czym prędzej odpaliłem samochód i pojechałem do miejsca pracy. Byłem programistą, jednym z lepszych w firmie, w której pracowałem. Wiem to, gdyż musiałem stworzyć oprogramowanie, do narzędzia, którym nasza korporacja nie chciała się zbytnio chwalić przed jej zakończeniem. Na pewno mi ufali. Przez kilka lat uczestniczyłem w tym projekcie jako jeden z niewielu. Programistów raczej się wymienia podczas pracy nad jakimkolwiek ważnym zadaniem, żeby dostarczyć świeżego spojrzenia na sprawę i żeby jeden człowiek nie posiadł wiedzy, przez którą mógłby potem firmie zaszkodzić. Tutaj jednak było inaczej. Szef nie mógł sobie pozwolić na taki luksus. Wtajemniczył tylko najbardziej zaufanych pracowników. Budowaliśmy maszynę, która mogła, poprzez wspomnienia ludzi, odtworzyć pewne wydarzenie, które sobie wybierzemy.

Gdy tak sobie rozmyślałem nad tym, ile to nam da możliwości, dotarłem do budynku, w którym miałem się stawić. W ostatniej chwili wbiegłem na umówione spotkanie. Było, jak zwykle, potwornie nudne. Ledwo co zapamiętałem, jakiś gość gratulował, powiedział, że dostaniemy premię i awans. Typowe gadanie po sukcesie. Jedyne pytanie, które zadałem brzmiało:

-Przetestowaliście już ją w akcji?

-Nie -padła szybka odpowiedź.

Miałem już plan. Po spotkaniu zgłosiłem się na ochotnika na przetestowanie tej maszyny. Szef zaakceptował moją kandydaturę. Dziś zamiast pisać linijki kodu, będę siedział w maszynie po części działającą dzięki mnie. Po godzinie dostałem informację, że maszyna jest gotowa. Wtedy zacząłem wątpić czy postąpiłem dobrze. Czy coś pójdzie nie tak, czy czegoś nie przeoczyłem przez co, nie wybudzę się. Nigdy nie byłem odważny i stawianie życia na jedną kartę nie było moją domeną, ale właśnie to robiłem. Podszedłem poddenerwowany do tej machiny. Wiedziałem, jak działa. Wszedłem do niej i kątem oka zobaczyłem innych ludzi podłączonych do maszyny. Potem nastała ciemność. Pojawiły się obrazy i znalazłem się, na pierwszy rzut oka, w nieznanym mi miejscu. Po chwili zorientowałem się, gdzie jestem. W Stoczni Gdańskiej. Tylko w jakim czasie? Nie miałem kontroli nad wspomnieniami. Byłem tylko obserwatorem. Zacząłem się poruszać na jakimś placu, który był otoczony pojedynczymi budynkami. Widziałem te wielkie żurawie. Było słonecznie. Osoba, w którą się wcieliłem, miała gazetę w ręku. Nerwowym krokiem kierowała się do jakiegoś miejsca. Gdy dotarła do celu otworzyła drzwi i weszła do sali BHP. Spotkała się z pewnymi osobami, którzy zwracali się do mnie Andrzeju. Za dobrze nie słyszałem słów, to pewnie stare wspomnienia, choć dotarł do mnie ogólny temat rozmowy i decyzja podjęta podczas niej. Miał nastąpić strajk. Już wiedziałem, gdzie i kiedy maszyna mnie przeniosła. Wspomnienia zaczęły być coraz bardziej niewyraźne. Widziałem tylko pewne urywki, te najlepiej zapamiętane przez osoby, które mi je dostarczały. Widziałem dużo ludzi. Modlili się, jedli wspólnie, uśmiechali się, grali. Za dużo szczegółów nie ujrzałem. Powoli zacząłem słyszeć głosy jak przez ścianę. Ostatnim wyraźnym wspomnieniem było kupienie gazety. Tytuł jednego artykułu brzmiał: „Strajk w Stoczni”. Było widać, że tłum był wtedy nader pobudzony i waleczny. Można było zauważyć, że ludzie są zmęczeni i zdenerwowani. Czuć było także napięcie. Coś się zaczęło dziać. Okazało się, że wybudzałem się, a raczej zostałem wyciągnięty z maszyny. Kiedy jako tako doszedłem do siebie, bo bycie w obcych wspomnieniach dla mojego ciała nie było najprzyjemniejszym doznaniem, przeszedłem gruntowne badania, przede wszystkim mózgu. Chcieli sprawdzić, czy nie spowodowało to uszkodzenia jego części.

Nic na szczęście lekarze nie wykryli. Byłem zdrów. Jednak te wspomnienia, które widziałem zapadły mi w pamięci. Było to moje pierwsze, bezpośrednie spotkanie ze związkiem ”Solidarność”. Nigdy za bardzo nie przepadałem za ruchami. społecznymi. Jednak ten był inny – dobry, pomógł i nadal pomaga ludziom, którego trzonem idei jest godność człowieka pracy, równość oraz wolność obywatelska. Okazało się, że ludzie z tamtych czasów mówili o godziwym wynagrodzeniu, wolności osobistej, niepodległości, demokracji, równości oraz oczywiście o międzyludzkiej solidarności. Dzięki nim dzisiaj mogę mówić i robić co chcę, korzystać z zasobów internetu, chodzić do kościoła, uczyć się historii i oglądać filmy bez cenzury.

Media społecznościowe: